Hans Castorp przybywa do Davos w odwiedziny do kuzyna, sam oczywiście zdrów jak ryba, on tu tylko na chwilę, jeszcze nie wie, czy mu się w tym szczególnym miejscu spodoba, tym bardziej nie wie, że sanatorium Berghof zassie go na długo, że niewinne mierzenie temperatury przestanie być niewinne – i że to życie wyda mu się niebawem prawdziwsze niż tamto, gdzieś „w dole”. Na razie zasiada z Joachimem w restauracji do pierwszego „na górze” posiłku, jeszcze jest gościem, jeszcze nietutejszy. To przedsionek, miejsce styku dwóch światów. I od razu miło go zaskakuje:
Jedzenie było doskonałe. Podano zupę szparagową, faszerowane pomidory, pieczeń suto garnirowaną, wyjątkowo smaczną leguminę, sery i owoce. Hans Castorp jadł bardzo wiele […] ponieważ dbał o swoje zdrowie, przeto jadał dużo nawet wtedy, kiedy nie był głodny. Joachim ledwie tknął potraw. Mówił, że mu się tutejsza kuchnia przejadła, że oni wszyscy tutaj mają jej dosyć i że się już przyjęło wymyślać na jedzenie, bo przecie siedząc tu wieczność całą z okładem…
Tomasz Mann, Czarodziejska góra, tom I, tłum. Józef Kramsztyk
Narzekają, ale nie mogą się oprzeć. Hassliebe. Jedzą dużo, jedzą zachłannie, może nawet: pochłaniają, kompulsywnie, bez umiaru. Z łakomstwa, dla zdrowia, z nudów – te trzy przyczyny splatają się w nierozerwalny supeł.