Postponuje – to zbyt lekko powiedziane. Obraża. Opluwa. Obrzydza. Wedle dzisiejszej terminologii: hejtuje (Łukasz Modelski tak zatytułował naszą rozmowę w „Drodze przez mąkę”: Mdłe i zjełczałe. Jak Baudelaire hejtował belgijską kuchnię). Jakkolwiek nie używa słów nieparlamentarnych. To jeszcze były czasy, kiedy bluzg bez zahamowań człowieka kultury krępował, nawet buntownik i prowokator nie potrzebował wulgaryzmów, by uczynić się wyrazistym.
W 1864 roku czterdziestotrzyletni Charles Baudelaire ucieka przed wierzycielami do Brukseli. Wiązał z tym wyjazdem pewne nadzieje, które się nie ziściły. Cierpi. Być może uciekł nadaremno. Ocalił – nie na długo, ale tego jeszcze nie wie! – ciało, ale ostatecznie pognębił duszę. Tęskni. Pisze Paryski spleen, Paryż jest jak zadra. Frustracja narasta i znajduje ujście w dziełku, a raczej szkicu dziełka, które miało nosić tytuł Pauvre Belgique!. „Biedna Belgia”. Biedna – bo byle jaka, małostkowa, prostacka, nudna, bezbarwna, pozorancka, drobnomieszczańska etc. etc. Suma francuskich wobec Belgów uprzedzeń, stereotypów, wyraz żywionego od wieków poczucia wyższości. Potok jadu. I kuchni belgijskiej też się dostaje, oczywiście.